Film na papierze, czyli „Naturalista” Andrew Mayne’a

„Naturalista” przyciągnął mnie nietypowym projektem okładki, zawodem głównego bohatera (bioinformatyk!) i nietypową reklamą jaką zafundowało nam niedawno wydawnictwo W.A.B (poszukiwania ukrytych egzemplarzy”Naturalisty” w polskich lasach w samym środku nocy zrobiły wrażenie).

Nie często trafiam na thriller, w którym głównym bohaterem jest mężczyzna i myślę, że to nie tylko dlatego, że nie czytam wielu thrillerów, bo często szukając czegoś w księgarni przeglądam je choćby z ciekawości. Te, które wpadają mi w ręce zazwyczaj opowiadają historię kobiet – czy jest to kwestia tego, że taki schemat jest dla autora bezpieczny, w myśl zasady, że sprawdził się już sto razy to sprawdzi się i za sto pierwszym, czy chodzi raczej o to, że kobiety są bardziej emocjonalne co w jakiś sposób przekłada się na emocje czytelnika? Tego nie wiem, ale bardzo przyjemnie było przeczytać coś napisanego z męskiej perspektywy.

Główny bohater, profesor Theo Cray, zostaje aresztowany w sprawie zabójstwa jednej z jego dawnych studentek. Policja ustala jednak, że odpowiedzialnym za zbrodnię był… niedźwiedź, którego udaje się zastrzelić myśliwym. Coś w sposobie działania drapieżnika nie daje mu spokoju i Theo postanawia przyjrzeć się sprawie bliżej, a kiedy policja ignoruje jego podejrzenia zaczyna działać na własną rękę…

Brzmi znajomo? Macie wrażenie, że już gdzieś to widzieliście? Oczywiście, że widzieliście – i to nie raz. Mamy tutaj naukowca, który widzi więcej niż inni, piękną kobietę do której zaczyna czuć miętę, policję lekceważącą poszlaki i ginące na przestrzeni wielu lat młode kobiety. To części bardzo popularnego schematów wykorzystywanych w wielu amerykańskich produkcjach filmowych i jak się okazuje te same schematy genialnie sprawdzają się także w książce.

Od „Naturalisty” nie sposób się oderwać. Kiedy zaczynałam byłam trochę sceptyczna, szczególnie kiedy okazało się, że czeka mnie pierwszoosobowa narracja w czasie teraźniejszym, do której trzeba przywyknąć oraz naukowe dygresje profesora Crey’a. Po kilku rozdziałach przepadłam całkowicie i dałam się porwać logice Theo i rzeczowemu stylowi autora. Nie ma tutaj wielu stron poświęconych rozterkom bohatera, nie ma tutaj płaczu i narzekań, są tylko fakty i aktywne działanie. Chociaż bohaterowie nie są pokazani z każdej strony i na wylot, nie ma tutaj psychologicznej analizy ani retrospekcji do ich dzieciństwa, a wątek jest jeden to nie cierpiałam na żaden brak ze strony powieści. Jest akcja, jest napięcie, jest moc. Mogę z czystym sumieniem polecić tę książkę każdemu, kto lubi amerykańskie horrory (te w stylu „Koszmaru z ulicy wiązów”, a nie serii „Piła”).

Niech Moc Słowa będzie z Wami!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *