„Na skraju załamania” to nie kontynuacja cyklu jak wcześniej przypuszczałam (zmyliła mnie konwencja okładki, która jest bardzo podobna do poprzedniej), a zupełnie odrębna historia.
O czym opowiada?
Pewnej nocy, wracając ze spotkania ze znajomymi, podczas burzy Cass wybiera mniej uczęszczaną drogę i mija zaparkowany na poboczu samochód. Nie wysiada by udzielić pomocy kierowcy, zamiast tego jedzie dalej. Następnego dnia okazuje się, że kierowca zaparkowanego auta został zamordowany. Jest tym gorzej, że ofiarą okazuje się znajoma Cass. Niedługo później kobieta zaczyna odbierać głuche telefony i zmagać z ogromnymi wyrzutami sumienia. Jakby tego było mało zaczyna mieć zaniki pamięci.
Opowieść snuje dla nas Cass Anderson – nauczycielka rozpoczynająca właśnie przerwę wakacyjną, a zarazem główna bohaterka. Cass ma, zdawałoby się, wszystko – majątek na koncie, przystojnego i troskliwego męża, pracę, którą lubi i wspaniałą przyjaciółkę która jest dla niej jak siostra. Niestety ma też problemy ze zdrowiem, często zapomina o naprawdę ważnych rzeczach. Postać Cass nie wyróżnia się dla mnie niczym szczególnym. Już od pierwszych stron zaczynają dręczyć ją wyrzuty sumienia, a także myśli o postępującej chorobie (którą domyśla się, że ma). Właściwie to główna bohaterka większości rzeczy się domyśla i bardzo szybko przyjmuje swoje sugestie za pewnik co dość szybko zaczęło działać mi na nerwy. Przez całą książkę nie darzyłam jej ani specjalną sympatią, ani niechęcią. Była mi zupełnie obojętna, tak jak wszyscy pozostali bohaterowie.
Jeśli chodzi o budowanie napięcia, które jest dla thrillerów kluczowe, to owszem – bywało. Narastało nawet. Problem w tym, że kiedy atmosfera stawała się już ciężka i zaczynałam się wciągać efekt psuły przemyślenia głównej bohaterki powtarzającej w kółko to, co już wcześniej zostało powiedziane i jej mało logiczne zachowania. Dodatkowo coś, czego wyjątkowo nie lubię – opisy czynności wykonywanych przez bohaterów jedna po drugiej. Podobnie jak w poprzednim thrillerze, który czytałam przypominało mi to bardziej oglądanie filmu, z tym, że tym razem nie był to film akcji, a serial pseudo-dokumentalny z życia paranoicznej nauczycielki.
To tyle jeśli chodzi o minusy. Teraz trochę o tym, dlaczego nie odłożyłam książki w połowie i nie kupiłam biletu na pociąg w Bieszczady.
I nie ma to nic wspólnego z tym, że pociągi w Bieszczady (przynajmniej do czerwca) nie jeżdżą.
Historia, mimo wszystkich swoich wad, jest na tyle prosta, że nie męczy zbyt mocno – nawet jeśli czasem zirytuje. Ta irytacja dość szybko ustępuje miejsca ciekawości, bo akcja nie zastyga w miejscu na długo. Jak to mówią „w prostocie siła” i tym razem się to sprawdziło – powiedzmy. Niewielka ilość szczegółów, niewielu bohaterów i ograniczona przestrzeń w jakiej toczy się akcja (w sumie są to chyba 3 główne miejsca, gdzie toczy się 90% fabuły) sprawiają, że nie sposób się w tej opowieści pogubić. Nie jest to może literatura najwyższych lotów, ale na pewno sprawdzi się jako coś lekkostrawnego, szczególnie gdy na czytelniczym żołądku siądzie jakiś trudny temat.
Niezaprzeczalnie plusem jest też samo wydanie. Dobrej jakości papier i elegancka okładka ze skrzydełkami, w dodatku bardzo zbliżona do okładki poprzedniej książki autorki sprawia, że tworzą razem idealny duet.
Dla mnie nie była to historia z wielkiego zdarzenia i czuję się po niej trochę zmęczona, ale miłośnicy gatunku na pewno docenią lekkość i prostotę, która rozbudza ciekawość i każe przewracać kolejne strony.
Fabuła: 4/10
Świat przedstawiony: 3/10
Bohaterowie: 4/10
Narracja: 6/10
Projekt graficzny: 8/10
Ogólne wrażenia: 6/10
Średnia ocena: 5,2/10
Czytaliście już jakąś książkę tej autorki? Jakie macie wrażenia?
2 komentarze “Czytanie na krawędzi, czyli „Na skraju załamania” B.A. Paris”
Wiadomo juz cos odnosnie „Piorko 2018”? Przeszla praca dalej?
Pisałam niedawno na grupie Macieja. Niestety nie zmieściłam się w czasie i nie zdążyłam. Nie skończyłam bajki, a nie chciałam wysyłać czegoś robionego na szybko. Co do pozostałych uczestników – nie wiem jak się potoczyło. Maciek chyba też się nie dostał, ale nic straconego. Zawsze jest przyszły rok. 😀