„Nie ufaj niczemu, co wypatrzysz w mroku”. „Wiatrodziej”, Susan Dennard – recenzja.

Są ludzie, którzy narzekają na brak przygód. Ja ich mam zawsze nadmiar. Albowiem tylko obojętnych na zło przygoda omija.” – choć cytat ten pochodzi z przygód Pana Samochodzika, Zbigniewa Nienackiego, to z całą pewnością mógłby stać się mottem księcia Merika, tytułowego Wiatrodzieja. Po tragicznej utracie przyjaciela i zniknięciu prawdodziejki Safi, młody admirał nubreveńskiej floty pada ofiarą zamachu, w którym odnosi rozległe obrażenia. Oszpecony i okaleczony książę postanawia odnaleźć ludzi odpowiedzialnych za atak, a także powstrzymać swoją siostrę przed szerzeniem piractwa, by nie wpakowała królestwa w jeszcze większe kłopoty. Nie opuszcza go jednak wrażenie, że obie te sprawy mają ze sobą wiele wspólnego.
 
Rozdzielone Safi i Iseult chcą spotkać się ponownie, lecz czeka je przed tym długa i pełna niebezpieczeństw droga. Na okręcie cesarzowej Marstoku, na którym jest Safiya, również dochodzi do ataku, w efekcie którego obie kobiety są zmuszone uciekać wgłąb lądu. Tam czekają na nie same nieprzyjemne niespodzianki. Drogi Iseult i Krwiodzieja znów się krzyżują, a dwoje tak różnych i podejrzliwych wobec siebie osobowości zawiera bardzo ryzykowną umowę. Kto złamie ją pierwszy?
 

„Przetrwają najsilniejsi, (…) a nikt nie jest silniejszy od tego, kto zna swojego wroga.”

Bardzo przypadła mi do gustu pewna zamiana ról i pierwszeństwa widoczna w narracji drugiego tomu. Dotychczas znaczna większość opowieści kręciła się wokół Safi, tym razem głównym wątkiem jest historia Merika. Dużo więcej uwagi poświęciła też autorka Iseult i mojemu ulubieńcowi – Aeduanowi. Mam wrażenie, że historia stała się pod tym względem bardziej wyważona i w pewien sposób dopełnił się obraz opowiadanej historii. Dużym plusem jest umiejętne i przemyślane przedstawienie świata i scen akcji, dzięki czemu nie sposób się przy Wiatrodzieju nudzić. Musze jednak przyznać, że po drugim tomie i tak interesującym wprowadzeniu jakim była „Prawdodziejka”, oczekiwałam czegoś więcej. Nigdy bym się nie spodziewała, że padnie to z moich ust (w tym wypadku z moich palców), ale… zabrakło mi dłużyzn! Może nie koniecznie takich w stylu wspominanego przeze mnie poprzednio Tolkiena, ale zwyczajnych opisów przeżyć wewnętrznych. Skrawki przeżyć bohaterów jakie dostałam były dla mnie niewystarczające do zbudowania pełnego obrazu postaci i jej charakteru, a tym bardziej do utożsamienia się z którąkolwiek z nich. Co więcej, momentami miałam wrażenie, że wybory bohaterów bywają lekko niespójne z prezentowaną wcześniej postawą. Ten widoczny brak nadrabiały oszczędne w słowach i jednocześnie wyraziste opisy świata otaczającego. Wiatrodziej to świetny przykład tego, jak w zwięzły sposób wywrzeć silne wrażenie realizmu. Zwięzłość w tym przypadku jest tutaj ogromną zaletą. Zabrakło mi tu jednak „drugiego dna”, którego mogłabym się dopatrywać w działaniach bohaterów. Miałam nadzieję, że wraz z drugim tomem lekka młodzieżówka zamieni się w nieco dojrzalszą i bardziej skomplikowaną historię jak miało to miejsce w „Szklanym Tronie” czy „Dworze Cierni i Róż”. (tak, ciągle porównuję te dwie autorki. Nic dziwnego – w końcu sięgnęłam po „Czaroziemie”, bo polecała je Maas. ;)).  


„Wszystko w tym świecie ma wiele kolorów. Wiele odcieni szarości niemieszczących się w twojej czarno-białej wizji świata, w której istnieje tylko prawda lub fałsz.”


Drugi tom cyklu „Czaroziemie” to jeszcze więcej akcji, silnych emocji i odkrywania tego co dotąd pozostawało dla oka czytelnika ukryte. Lekki klimat młodzieżowej przygodówki ustępuje tu bardziej mrocznym klimatom. Bohaterowie, dotąd sprawiający wrażenie ludzi dość prostych, o jasno wyznaczonych celach, zaczynają dostrzegać własne błędy, a także lepiej rozumieć swoje pragnienia. Pomimo, na pierwszy rzut oka nieco sztampowej dotychczasowej kreacji, cała czwórka najważniejszych postaci zaczyna przechodzić dostrzegalną przemianę. Zaczynają pojawiać się bardzo silne negatywne emocje jak złość, żal czy przysłaniające trzeźwy osąd pragnienie zemsty. Myślę, że bardzo dynamiczny styl opowieści i coraz większe komplikacje dotykające bohaterów sprawiają, że seria ma naprawdę duży potencjał. Dlatego też, pomimo kilku niedociągnięć, nie tracę nadziei i z radością sięgnę po trzeci tom (Bloodwitch), którego według informacji z Goodreads, spodziewać możemy się prawdopodobnie dopiero w 2019 roku. Krwiodzieja i jego pełnej historii ciekawa jestem najbardziej. 
 
 

Fabuła: 8/10
Świat przedstawiony: 9/10
Bohaterowie: 8/10
Narracja: 7/10
Projekt graficzny: 10/10
Ogólne wrażenia: 9/10

 
Średnia ocena: 8,5/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

10 komentarzy “„Nie ufaj niczemu, co wypatrzysz w mroku”. „Wiatrodziej”, Susan Dennard – recenzja.”