W skrócie: Płynąc ku przeznaczeniu to taki obyczajowy dramat, w którym trzy przyjaciółki (Dominika, Weronika i Kasia) spędzając wakacje w Hiszpanii i dwie z nich przypadkiem znajdują wielką miłość. Dominika, która jest główną bohaterką powieści zakochuje się nieco beznadziejnie, bo w okropnym lowelasie – Dawidzie. Silne emocje, które kłębią się w obojgu, i kilka losowych zdarzeń popychają ich ku sobie, by zupełnie zmienić ich życie. Płynąc ku przeznaczeniu to książka, która na końcu okazała się czymś zupełnie innym niż podejrzewałam.
Coś tu zgrzyta
Tradycyjnie zacznę od tego co mnie najmocniej uwierało.
Historię poznajemy z perspektywy Dominiki, która jest najbardziej zakompleksioną i niepewną siebie bohaterką jaką poznałam i w dodatku mocno rozhisteryzowaną. Po dwóch spotkaniach, podczas których nie rozmawia z Dawidem, a jedynie siedzi obok, gdy ten rzuca w jej stronę kąśliwą uwagę, dziewczyna wybiega z płaczem i wyznaje przyjaciółce, że jest w nim zakochana. Takich nieadekwatnych do sytuacji zachowań jest kilka, ale to co odrzuciło mnie najmocniej i czego nie potrafię znieść w książce to wulgarny język. Choć pierwsze przekleństwo w książce zostało (nie wiedzieć czemu) „wygwiazdkowane”, to pozostałe słowa na „k” czy „p” bez skrępowania wylewały się z ust bohaterów. Rozmowy o
pieprzeniu i wyrywaniu dup nie są bohaterom obce. Trudno mi uwierzyć, że ktoś tak robi – chyba miało wyjść młodzieżowo, tylko coś nie do końca się udało. Bohaterowie drugiego planu są, chociaż bardziej pełnią rolę drogowskazu pokazującego, w którą stronę powinna udać się fabuła. Nie są mocno złożeni emocjonalnie, są jedynie wtrąceniem do całości.
Zaufanie to przeżytek
Związek Dawida i Dominiki oparty jest głównie na tym, że chłopak wygląda jak młody bóg i niewiele o sobie mówi, a budują go na solidnym fundamencie kompleksów i braku zaufania. Nie zliczę ile razy chciałam rzucić książką, kiedy Dominika zaczynała swoje tyrady o życiu, pechu i ciągłych podejrzeniach, że jej ukochany na pewno oddaje się rozkoszy z którąś ze swoich sympatii.
Z początku miałam wrażenie, że książkę powinna sponsorować znana polska telewizja, bo gdy czytałam kilka pierwszych rozdziałów w głowie miałam głos lektora z „Pamiętników z wakacji”, który opisuje sytuację na bieżąco. Później, kiedy emocje brały górę nad bohaterami zaczęły się „Trudne Sprawy”, a gdy doszła do tego tajemnica nastała „Ukryta Prawda”. Bywało, że pytałam siebie „Dlaczego ja?” to czytam. To jednak tylko z początku. Muszę przyznać, że nie było tak źle, bo choć momentami brakowało mi jakiejś większej niespodzianki czy mocniejszych emocji to zakończenie miło mnie zaskoczyło kiedy zupełnie się tego nie spodziewałam i wywołało mocne emocje – serce mi się ściskało wobec tragedii bohaterów i dopiero wtedy zauważyłam, że chcąc nie chcąc, w jakiś sposób się do nich przywiązałam.
Płynąc ku przeznaczeniu to (z pozoru) lekka i niesamowicie szybko się czytająca lektura, która w swojej lekkości pozwala zapomnieć o powadze życia, żeby na końcu wylać człowiekowi kubeł zimnej wody na głowę i pokazać, że życie potrafi być bardzo przewrotne, a los nie stosuje się do żadnych reguł.
Niech moc słowa będzie z Wami!
Komentarz do “„Płynąc ku przeznaczeniu” Weroniki Tomali [recenzja]”
Muszę przeczytać, recenzja świetna.