Czy łatwo dziś o katharsis?

Już w IV wieku p.n.e. Arystoteles zauważył, że w teatrze, w trakcie przedstawienia z widzami dzieje się coś niesamowitego. Wzruszeni grą aktorów ludzie dawali porwać się niekiedy skrajnie silnym emocjom. Wstrzymywali oddech, chwytali się za serce, a nawet płakali.

Czym jest katharsis?

Katharsis to po grecku „oczyszczenie”.

W swojej definicji tragedii filozof pisał:

„przez wzbudzenie litości (eleos) i trwogi (fobos) doprowadza do >>oczyszczenia<< tych uczuć”

Litość i trwoga miały jednak dla starożytnych nieco odmienne znaczenie. Litością nazywano zło niesprawiedliwie dotykające niewinnych, trwogą było dla nich przeczucie rychłego zła i niepokój duchowy.

Innymi słowy  jest to stan rozładowania napięcia emocjonalnego.

Kiedy go doświadczamy?

Zazwyczaj podczas oglądania filmu, uprawiania sztuki czy słuchania muzyki.

W codziennym życiu doświadczamy wielu nerwowych sytuacji, a żeby zachować równowagę musimy tłumić niektóre uczucia co powoduje kumulowanie się napięcia.

Katharsis pojawia się w chwili kiedy nagromadzony stres i tłumione emocje ścierają się z naszą „warstwą ochronną” pod wpływem doświadczania sztuki.

Czy katharsis to przeżytek?

A czy troska o własne zdrowie odeszła do lamusa? Oczywiście, że nie! Chociaż patrząc na modę na „zalało mi piwnicę” (więc podwinę spodnie nad kostki, a niech mi pizga) można by pomyśleć, że tak właśnie się stało.

Zdrowe jedzenie, naturalne kosmetyki, opakowania biodegradowalne – wszystko co sprawia, że mamy szansę żyć zdrowiej jest w modzie. Bycie FIT jest na topie. Świat pędzi jednak do przodu, a my biegniemy coraz szybciej starając się go dogonić. Mamy coraz mniej czasu na gotowanie więc jemy na mieście. Brakuje chwili by spotkać się z przyjacielem więc piszemy do niego na fejsie robiąc jednocześnie trzy inne rzeczy. Odkryliśmy, że czas jest cenny i nie chcemy być rozrzutni.

Wielu z nas nie chce po całym dniu pracy i zmartwień tracić czasu, ani siły na oglądanie poważnego filmu, czy wsłuchiwanie się i przeżywanie koncertu filharmonii. Wybór jest prosty – sięgamy po coś lekkiego, co pozwoli nam zapomnieć o emocjach i zepchnąć je jeszcze dalej w głąb.

Dzięki temu doklejamy jeszcze jeden plaster na szczelnie obandażowaną ranę.

Dlaczego powinniśmy do niego wrócić?

Nasuwa się pytanie: co będzie jeśli plastry zaczną nam naprawdę ciążyć?

Pokłócimy się o jakąś głupotę z ukochaną osobą? Przejdziemy załamanie nerwowe? A może po prostu zachorujemy kiedy organizm wyczerpany stresem nie będzie miał sił na walkę z chorobą?

Już dwa i pół tysiąca lat temu dbano o psychiczne zdrowie i równowagę. Skoro starożytni nie potrzebowali do tego wieloletnich badań, a potrzeba „oczyszczania” emocji była oczywistością to coś w tym musi być. Dziś też psychologowie radzą by znaleźć czas dla siebie i dać upust emocjom. Zastanawiam się co poszło nie tak, że zatraciliśmy tę naturalną potrzebę? Myślę, że oddalając się od siebie stajemy się samotnikami stojącymi w tłumie. Jako społeczeństwo przedłożyliśmy pracę, sukces i wizerunek ponad kontakt z drugim człowiekiem.

Może nie chcemy okazywać silnych emocji, żeby nie wydać się słabymi? Zamiast chodzić do teatru tworzymy go sami w biurze, na ulicy, na portalach społecznościowych.

Nie tylko teatr i opera

Nigdy wcześniej sztuka nie była tak szeroko dostępna jak dziś. Co prawda katharsis kojarzy nam się raczej z tzw. kulturą wyższą, ale doświadczyć go można praktycznie wszędzie i nie musi się to wiązać z teatrem czy operą. W sieci znaleźć można całe zatrzęsienie filmów i muzyki, która swoją magią poruszy największych twardzieli. Nawet gry komputerowe potrafią wywołać katharsis. Oczywiście nie mam tutaj na myśli pierwszego lepszego tytułu, ale naprawdę ambitne produkcje nad którymi pracują zastępy świetnych artystów starając się osiągnąć jak najlepszy efekt. To co przeżyłam, kiedy ukończyłam grę pt. Life is Strange było dla mnie niesamowitym, niemalże mistycznym doświadczeniem. Wtedy też uświadomiłam sobie jak dawno nie odczuwałam tego błogiego i zbawiennego dla moich nerwów uczucia jakim jest katharsis. Od tego wydarzenia minęło sporo czasu, dlatego też za kilka dni wybieram się na „Księżniczkę Czardasza” i już nie mogę się doczekać by znów postawić stopę w teatralnej sali.

A wy? Pamiętacie, kiedy ostatnio doświadczyliście katharsis? Zwracacie uwagę na oczyszczanie negatywnych emocji? 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

11 komentarzy “Czy łatwo dziś o katharsis?”