Niech ktoś zamknie ją w wieży i zamuruje wejście! Papierowa Księżniczka [recenzja]

„Papierowa Księżniczka” Erin Watt [recenzja]

Nigdy nie czytam recenzji zanim sięgnę po książkę, choć Tobie to gorąco polecam. Hipokryzja? Nie. Uważam, że żeby napisać dobrą i prawdziwą recenzję, trzeba przeczytać historię „na świeżo”, nie tworzyć sobie wcześniej jakiegokolwiek wyobrażenia na jej temat. Tym razem bardzo tego pożałowałam.

Papierowa księżniczka Erin Watt (tak naprawdę to dwie autorki, Elle Kennedy i Jen Frederick) to książka która zaskakuje na wielu płaszczyznach, niekoniecznie pozytywnie. PK opowiada o wielkiej zmianie w życiu poturbowanej przez los siedemnastolatki, która od piętnastego roku życia zarabia na swoje utrzymanie dorywczą pracą, m.in. striptizem. Po śmierci matki samotna Ella ucieka by nie zabrano jej do domu dziecka, podrabia podpis matki na potrzebnych dokumentach i stara się skończyć szkołę – planuje wypracować sobie dobre życie. Pewnego dnia odnajduje ją Callum Royal, bajecznie bogaty biznesmen, który twierdzi, że jest przyjacielem jej ojca (tego, którego nigdy nie poznała) i zabiera ją do swojego domu. Ella zawiera układ z Callumem, będzie dostawała 10 tysięcy dolarów miesięcznie, jeśli nie będzie uciekać i skończy szkołę. Przetrwanie w domu multimilionera nie jest dla dziewczyny tak łatwe, jak mogłoby się wydawać, bo razem z nim mieszka czworo rozpieszczonych i nieziemsko przystojnych synów, którzy szczerze dziewczyny nienawidzą.


Początkowo byłam przekonana, że to powieść młodzieżowa a nie erotyczna, chociaż słowo daję, że nie mam pojęcia jak można ją zaklasyfikować. Z jednej strony to romantyczna historia o kopciuszku, który wzdycha do swojego wymarzonego mrocznego księcia (jednego z braci – Reeda), pełna dziewczęcego marzenia o wielkiej miłości. Z drugiej, każda relacja pokazana w książce jest seksualizowana, szczególnie negatywnie pokazane są wszystkie postacie męskie. Nie znalazłam żadnej, którą można by nazwać sympatyczną, bo wszyscy mężczyźni są przedstawieni okrutnie prymitywnie, jako kierujący się najprostszymi popędami neandertalczycy – jedyne co ich interesuje to jedzenie, seks i futbol amerykański. Podobno tej książce zarzuca się uprzedmiotowienie kobiet i rzeczywiście, kobiety są w niej traktowane jako gorsze, mniej zaradne i w całości zależne od mężczyzn. Jednak wizerunek kobiet jest tutaj o wiele bardziej pozytywny, niż płci przeciwnej. Przede wszystkim kobiece bohaterki są empatyczne, rozsądne, nie kierują się popędami, ale logiką (choć czasem ubogą).

Takich „kwiatków” jest całkiem sporo <3

Jeśli jesteśmy już przy logice, to liceum dla bogatych dzieciaków przypomina bardziej sektę, niż szkołę. Co rusz ktoś upomina Elkę, że „tu rządzą Royalowie”, albo rzuca sformułowaniem w stylu „Reed wydał nam rozkazy” czy „Zostaliśmy zawiadomieni o Twoim przybyciu, czekaliśmy na Ciebie”. Przecież to brzmi jak tekst z horroru, w którym dziewczyna trafia do odciętej od świata komuny, w której wszyscy dążą do harmonii i żywią się promieniami słońca albo innymi korzonkami.

Elka ma bardzo irytującą cechę jaką jest nieustanne przypominanie, jakie to ma ciężkie życie i jak bardzo biedna zawsze była. Autorki chyba stwierdziły, że warto jest przypomnieć czytelnikowi kim jest główna bohaterka, bo może zdążył już zapomnieć w ciągu ostatnich pięciu stron *facepalm*. Poza tym inną cecha Eli jest to, że mimo jej oburzenia (które jest niemal niedostrzegalne), to na wyzywanie jej od dziwki reaguje dość nietypowo – ściągając ubranie i paradując bez niego, albo w bieliźnie. Przyznam, że ekshibicjonizm to bardzo interesująca metoda radzenia sobie ze stresem.

Dlaczego we wszystkich książkach erotycznych i romansach główne bohaterki nadają ksywki męskim postaciom?
Massimo z 365 dni był „Czarnym”
Callum Royal to „Don Juan”
Kierowca Calluma to „Goliat”


W temacie powtórzeń i ksywek jednocześnie…

Oprócz nieustannego podkreślania swojej biedy, Ella nadużywa nazwiska Royal nazywając Reeda – Reedem Royalem, Calluma – Callumem Royalem, etc. W kółko, niczym mantra przewija się nazwisko Królewskich (tak, w książce też w pewnym miejscu zostało przetłumaczone na język polski). Bracia Royal wciąż gadają o „bzykaniu”, „przelatywaniu” i „spuszczaniu ciśnienia z krzyża (fuj!)”.

Nie czuję się w żaden sposób przywiązana do żadnego z bohaterów, nie czuję żeby coś wniosła do mojego życia, z wyjątkiem kilku godzin, podczas których mogłam się wyluzować – bo przy tej historii naprawdę można śmiało wyłączyć myślenie. Tutaj jest ono wręcz nie wskazane!

To, co muszę przyznać, to fakt, że pomysł na kreację głównej bohaterki jest bardzo interesujący, chociaż nie wyłamuje się poza schemat. Racjonalna i samodzielna dziewczyna, która trafia do zepsutego i ociekającego pieniędzmi świata, pełnego sekretów i maskowanych obrzydliwości. Narracja jest bardzo lekka, nawet pomimo tylu narzekań „o jaka ja jestem biedna, jaka uboga”, jakieś trzy razy nawet się zaśmiałam z ciętej riposty Elki.


Tajemnice i wątki poboczne historii są sztampowe, ale przemycane tak, że czyta się dalej, nie dla romansu Elli z jej niby-bratem, ale pomimo niego. Walka o spadek, odkrywanie rodzinnych tajemnic i prywatnych sekretów mieszkańców wielkiego domu nie spędzają bohaterce snu z powiek, ale wszystkiego dowiadujemy się bardzo naturalnie – niemal niezauważalnie. To sprawia, że Papierowej Księżniczki nie czyta się z dużym bólem, ale raczej przeskakuje ze strony na stronę w przyjemnym rytmie.

Zakończenie jest przewidywalne, ale zawieszenie historii w trakcie bardzo emocjonalnego momentu stwarza idealny cliffhanger. Idealny na tyle, że chociaż wątek romantyczny mnie nie porwał i nie obchodzi mnie co stanie się dalej z Reedem to przeczytałabym początek drugiego tomu – z czystej ciekawości, żeby wiedzieć jak skończyła się ta scena.

To połączenie Rywalek i 365 dni oceniam na 4/10

Na pewno będzie odpowiednie, jeśli szukacie czegoś lekkiego i głupawego, żeby się „odmóżdżyć” po ciężkim dniu w pracy.

Książki - sprawdź opinie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *