Często spotykam się z twierdzeniem, że żeby dobrze pisać trzeba mieć talent. Jedna z moich czytelniczek określiła to kiedyś słowem „dar”.
Dlaczego nie dar?
Jeśli mówimy, że otrzymaliśmy dar to znaczy, że zostaliśmy przez kogoś obdarowani. Ktoś przekazał nam więc gotowy produkt, wcisnął w rękę pióro i kartkę papieru i już. Od tego momentu zmieniło się nasze życie.
To tak nie działa.
10 liter, które rozzłoszczą każdego olimpijczyka
Na pewno znacie kogoś, kto jest mistrzem w swojej dziedzinie. Kogoś, kto osiąga najlepsze wyniki w skoku o tyczce, zdobywa nagrody w konkursach plastycznych lub fotograficznych czy najszybciej kręci fidget spinnerem. Wiecie jak doprowadzić go do szewskiej pasji? Powiedzcie tej osobie: masz talent! Jeśli dodacie do tego czarodziejską formułkę „ja bym tak nie potrafił” możecie rozsiąść się wygodnie w fotelu i patrzeć jak twarz Waszego rozmówcy zmienia kolor na intensywnie burgundowy. Jeśli będziecie mieć szczęście, może nawet dym wyleci mu z uszu. Stwierdzenie „masz talent” samo w sobie nie jest takie złe, może być miłym komplementem który połechce wrażliwe ego eksperta. Problem pojawia się, kiedy Wasze „mam talent” brzmi jak „zawdzięczasz swój sukces talentowi”. Sugerowanie komuś, że jego wyjątkowe zdolności są wynikiem wrodzonej predyspozycji, jakiejś tajemnej sztuki, której arkana zgłębił tylko on, a w dodatku najpewniej nieświadomie (bo przecież każdy wieszcz urodził się z gęsim piórem w dłoni i kałamarzem przytroczonym do boku) jest dyskredytowaniem jego wysiłków i ciężkiej pracy.
Ciężka praca się opłaca
To przysłowie sprawdza się w każdej dziedzinie życia. Nie ważne jak bardzo będziemy czegoś pragnąć. Bez poświęcenia ogromnej ilości czasu na rozwijanie swoich umiejętności czy przedsięwzięć nigdy nie osiągniemy wymarzonego celu. Zapewne słyszeliście kiedyś o zasadzie 10 tysięcy godzin. Zasada ta powstała na podstawie badań psychologa K. Andersa Ericssona. Ericsson twierdził, że aby zostać w czymś mistrzem trzeba poświęcić 10 000 godzin na praktykę. Oczywiście ta szacunkowa liczba zdaje się być mocno przesadzona i nowsze teorie zdążyły ją zweryfikować, lecz częściowo wciąż jest aktualna. Oglądałam kiedyś inspirującą relację z pewnej konferencji, podczas której Andrew Price, światowej sławy grafik 3D potwierdził tę zasadę. Założył się ze swoim siostrzeńcem o dużą sumę pieniędzy. Kiedy chłopiec powiedział, że nie wierzy że jego wujek da radę opanować trudną sztukę rysunku w 6 miesięcy, ten przyjął wyzwanie i poświęcał minimum godzinę dziennie ma ćwiczenia. Ostatecznie udało mu się opanować tę sztukę na tyle dobrze, że nie musiał sięgać dna portfela.
Czy trzeba mieć talent, żeby pisać?
I tak, i nie. Talent rozumiany jako jakaś magiczna siła, tajemna umiejętność z którą człowiek się rodzi, zwyczajnie nie istnieje. Możemy mówić o pewnych predyspozycjach jak wytrwałość, kreatywność czy samodyscyplina, które pomogą w rozwinięciu i dopracowaniu umiejętności. Pewne cechy charakteru mogą sprawić, że niektóre zadania będą przychodzić nam z łatwością, inne wręcz odwrotnie. Umiejętność pisania dobrych tekstów to nic innego jak konsekwentne wyrabianie warsztatu, w czasie setek tysięcy godzin pracy z tekstem. To całe dnie spędzone na pisaniu, czytaniu, analizowaniu i poprawianiu. Każdy sukces poprzedzony jest dziesiątkami tysięcy drobnych porażek, błędów na których uczymy się czego powinniśmy się wystrzegać i do czego bardziej przykładać. Pisanie to proces, tak samo jak wyrabianie warsztatu. Jeden pisarz może wyrobić sobie warsztat w kilka lat, innemu osiągnięcie tego poziomu zajmie kilkanaście. Wszystko zależy od tego, ile czasu poświęcicie na ćwiczenia.
Jakie cechy według Was pomagają w rozwijaniu pisarskiego warsztatu?