Site icon nadrabiam

Powrót do korzeni to konieczność? „Nieulękły” Jacka Campbella [recenzja]”

Nieulękły to pierwszy tom z cyklu „Zaginiona flota” Jacka Campbella o cudownie ocalałym Johnie Gearym, który w czasie swojej „nieobecności” stał się legendą i o którym przez dziesiątki lat pisano w podręcznikach robiąc z niego wzór cnót i symbol mający wytyczać drogę nowym rekrutom.


Bohater z przypadku, bohater mimo woli, Prometeusz w kosmosie – te słowa najlepiej opisują Johna „Black Jacka” Geary’ego, który cudem ocalały w bitwie przetrwał sto lat zahibernowany, dryfując w kapsule ratunkowej w kosmosie. Dla zmęczonych stuletnim konfliktem sił Sojuszu odkrycie legendarnego bohatera żywego zajęło status cudu. Wielu uznało go za wybrańca, którego zesłało samo światło gwiazd, by wybawił ich z opresji i zakończył trwającą od pokoleń wojnę. Dla samego Johna od wydarzeń, w których poświęcił swój okręt i dokonał (nie do końca udanej) misji samobójczej, minęły zaledwie dwa tygodnie. Nagle zostaje wrzucony w rzeczywistość bardzo różną od tej, którą znał. Wyczerpany wojną wszechświat i marynarka złożona z młodych, nie wystarczająco dokładnie wyszkolonych rekrutów staje wydaje się być złym snem dla żołnierza „starej daty”. Niedługo po jego wybudzeniu Johna z hibernacji, okręt na którym przebywa wraz z całą flotą zostaje otoczony przez wroga. Admirał marynarki wraz z oficerami udaje się na pokład wrogiej jednostki by prowadzić negocjacje. Niestety, wysłannicy Sojuszu wpadają w pułapkę i zostają zamordowani, a związany obietnicą złożoną admirałowi John staje na czele floty i musi zrobić wszystko, by wydostać ją z tej sytuacji. W międzyczasie okazuje się, że główny okręt „Nieulękły” przewozi bezcenny dla sił Sojuszu ładunek, który nie może wpaść w ręce wroga za żadną cenę. Wraz z dowodzącą „Nieulękłym” energiczną i uzdolnioną panią kapitan Tanią Desjani i wsparciem oficerów z innych jednostek muszą stale wyprzedzać przeciwnika o dwa kroki. Zadanie „Black Jacka” szczególnie utrudnia fakt, że część oficerów nie jest wpatrzona w niego jak w obrazek. a zdecydowanie wątpi w jego zdolności przywódcze siejąc ferment we własnych oddziałach. Geary musi działać na wielu frontach, by utrzymać rozpadającą się flotę w ryzach i poprowadzić ją bezpiecznie do macierzystego portu.


W historii Gearego wiele jest odniesień do wagi dziedzictwa przodków, autor wyraźnie zwraca uwagę czytelnika na fakt, że nawet najbardziej rozwinięte technologie nie zastąpią człowiekowi tego, czego stworzył własny umysł. Dziesięciolecia, które upłynęły w czasie hibernacji głównego bohatera pozwoliły rozwinąć prędkość okrętów wojennych, opracować o wiele bardziej skuteczną broń, w tym broń masowego rażenia przed którą praktycznie nie ma ucieczki. Wszystkie te usprawnienia okazują się zupełnie zbędne, bo w ostatecznym rozrachunku, nieumiejący dobrze ich wykorzystać żołnierze nie są w stanie przechylić szali zwycięstwa na żadną ze stron.

Wszechświat nie jest dobry ani zły. On po prostu jest

Cała historia przywodzi na myśl Odyseusza, który zmierza do swojej ojczyzny pokonując liczne przeciwności. Zresztą do tego mitu autor sam nawiązał w jednym z rozdziałów. Głównemu bohaterowi bliżej jednak do przynoszącego ogień Prometeusza, bo przynosi młodym pokoleniom bezcenny dar – wiedzę na temat taktyki, dyscypliny i ideałów, które przyświecały walczącym na początku konfliktu, a o których zdążono już zapomnieć. Po stuleciu walki nikt nie przejmuje się już prawem wojennym, a ludobójstwa są na porządku dziennym.

Geary nie tylko przypomina mityczne postacie, ale dla sobie współczesnych sam stał się takim bohaterem. Jego zadanie nie ogranicza się tylko do ocalenia floty. John musi sprostać oczekiwaniom, które mają wobec niego podkomendni – balansując na cienkiej granicy między zdemaskowaniem swojej wewnętrznej niepewności a przesadnym rozdmuchiwaniem legendy. Pomysł na kreację bohatera z przypadku, w dodatku niejako przeniesionego w czasie, dodaje historii dynamiki i pozwala na płynne wprowadzenie nagłych zwrotów akcji.

Czasami najlepszym lekarstwem dla naszych dusz jest okazanie łaski wrogowi wtedy, gdy na to najmniej zasługuje.

Nie tylko głównym bohaterem powieść żyje, a w tym wypadku żyje bardzo intensywnie, bo postaci drugoplanowe jak np. pani kapitan „Nieulękłego”, dowódcy inny jednostek czy bezimienni podoficerowie, mają swój charakter, cechy szczególne – coś co sprawia, że zapadają w pamięci. Jedynym wyjątkiem jest dla mnie postać współprezydent Rione, która jest jedyną osobą cywilną przebywającą na „Nieulękłym”. Moje oczy wędrują ku sufitowi za każdym razem kiedy Rione pojawia się na mostku dowodzenia. Z jej udziałem toczą się jedyne rozciągnięte w czasie lub niewiele wnoszące dialogi (Czyżbym wyczuwała wątek romantyczny? Tomów w serii jest nie mało…).

Zwięzły język i dynamiczne sceny akcji wciągają z ogromną siłą, przez co już od pierwszych stron przyssałam się do książki niczym glonojad do ściany akwarium. Całe życie broniłam się rękami i nogami przed historiami science-fiction, a bez bólu przyjmowałam tylko te mniej „kosmiczne”. Tym razem muszę się pochylić i przeprosić wszystkie lekceważone przeze mnie przez lata książki sci-fi.

*tu następuje mój głęboki, pełen pokory ukłon*

Styl autora jest dokładnie tym, czego zawsze szukam podczas lektury – konkretny przekaz, minimum opisów i rozwlekłych, wyjaśniających działanie świata dialogów. Wszystkie niezbędne informacje przemycane są w całkowicie naturalny sposób, dzięki czemu w wyobraźni czytającego nie powstaje mętlik, który potrafi czasem nieźle namieszać i przy okazji wybić z rytmu, kiedy historia zacznie wciągać. Dlatego jeżeli cenicie sobie szybką akcję, ciekawych bohaterów i częste zwroty akcji, z czystym serduszkiem polecam Wam Nieulękłego! ???


Rating: 10 out of 10.

Dawno żadna powieść tak mnie nie wciągnęła. Ode mnie książka dostaje maksymalną ocenę.

Exit mobile version