To już trzeci tom Zaginionej Floty, który trafił w moje ręce. Jeśli nie czytaliście jeszcze żadnej książki z tej serii recenzję tomu pierwszego znajdziecie TUTAJ.
Po kolejnych zwycięstwach i załagodzeniu konfliktów wewnątrz floty John „Black Jack” Geary robi wszystko by wyprzedzić kroki ścigających go Syndyków, jednak sytuacja zdaje się komplikować nie tylko poza flagowym okrętem na którym przebywa, ale także w środku. Plotki o jego relacjach z współproducent Republiki Callas rozprzestrzeniają się w zastraszającym tempie, tak samo jak plotki o jego domniemanym romansie z podwładną. Wizerunek Johna jako „Black Jacka” znacznie się umacnia co wywołuje zupełne różne reakcje u kapitanów podległych mu jednostek. Pewnego dnia Geary dostaje propozycję, której nie będzie potrafił łatwo odrzucić, a która może okazać się jedynym rozwiązaniem problemów całego Sojuszu.
Kiedy komodor stara się uporać z niepokornymi kapitanami i krążącymi wokół pomówieniami Syndycka flota zastawia śmiertelnie groźne pułapki coraz skuteczniej odkrywając schematy działania Johna.
Tom trzeci zdecydowanie odstaje od dwóch poprzednich, w recenzjach których wspominałam o drażniącej relacji pomiędzy Johnem a współprezydent Rione. Niestety ich relacja wciąż się komplikuje, tym bardziej, że pamięć o byłym mężu przeszkadza jej w budowaniu nowej relacji. Właściwie znaczna część książki traktuje o ich rozterkach emocjonalnych bezlitośnie raz za razem katując czytelnika kolejną dramą. Momentami dialogi przypominały mi odcinki „Mody na sukces”, które oglądałam razem z ciocią na wakacjach. Powiedziałabym, że trzeci tom to zupełnie nowy gatunek literacki – kosmiczna opera mydlana.
Nie wszystko w trzecim tomie było złe, kilka rzeczy zdecydowanie muszę zaliczyć in plus. Przede wszystkim główny bohater w końcu zachowuje się jak prawdziwy człowiek, nie jest sztywną marionetką, która jak Tamagotchi je, dowodzi i śpi, ale zaczyna odsłaniać swoje słabości nie tylko przed swoimi przyjaciółmi, ale też przed czytelnikiem. Do tej pory wspominał o nich często, ale bez problemu sobie z nimi radził, co zdawało się być mocno naciągane jak na kogoś, kto doznał szoku po odkryciu, że wszyscy ludzie których znał nie żyją…
To duchy naszej przeszłości pobudzają dawno zapomniane uczucia i pozostawiają na swej drodze jedynie ludzkie wraki.
„Odważny”, Jack Campbell
Ostatnie rozdziały nabierają tempa, które pozwala w pewnym stopniu zrekompensować wcześniejszą mydlaną pianę, pod sam koniec dostajemy jedną z ciekawszych bitew w serii (jak dotąd) i interesujący, choć przewidywalny cliffhanger. W końcu pojawiają się realne przesłanki świadczące o tym, że w rozgrywce między Sojuszem a Syndykatem jest także trzeci gracz, który chowa się za kurtyną i w milczeniu pociąga za sznurki, które coraz bardziej krępują ruchy Geary’ego i jego floty.
Możliwe, że jestem zbyt okrutna oceniając tak surowo przez jeden wątek, ale dramaty i romanse + ploteczki kto z kim chodzi rodem z podstawówki to nie jest coś czego oczekiwałam od przygodowego sci-fi. Mam nadzieję, że tom czwarty znacznie przyspieszy akcję, bo po takim zakończeniu nie może być inaczej. 3. Tom dostaje ode mnie 5/10, na zachętę.