Site icon nadrabiam

Ratunku, co tu się dzieje? „Nowoczesna czarodziejka” Ewy Kassali [recenzja]

Nowoczesna czarodziejka. Twój sukces – Ewa Kassala.
Zdjęcie w totalnej pikselozie, bo aparat zaczął zapisywać w jakości tostera. Jeśli uda mi się z nim dogadać wrzucę więcej zdjęć lepszej jakości.

Wyobraź sobie taką sytuację: siedzisz sobie na dupie, starasz się być mądra i odpowiedzialna w czasie kwarantanny. Właśnie skończyłaś siódmy odcinek serialu, butelka ostatniego prosecco, które znalazłaś ukryte za koszem na śmieci pod zlewem, jest prawie pusta. Czujesz, że chce ci się siku. Wstajesz i idziesz do łazienki. Zdziwiona zauważasz, że w twojej łazience – tej samej, w której kilka godzin wcześniej upychałaś nogą pranie w koszu na bieliznę – jest salon fryzjerski. Podłogi lśnią, fryzjerzy pracują w skupieniu nad stylizacjami klientów. Nikt nie patrzy na Ciebie, wszyscy skupieni są na pracy nożyczek. Chcesz zapytać kogoś, co tu się do diabła dzieje, ale kiedy odwracasz się w stronę kontuaru, zamiast recepcjonistki siedzi biskup. Tak, taki kościelny, z wielką czapą i złotą laską i konspiracyjnie do Ciebie mruga. Czujesz ten poziom absurdu?

No to możemy zaczynać.

Zaczęło się niewinnie…

Zabierając się za Nowoczesną czarodziejkę wiedziałam tylko, że jest to coś w rodzaju motywacyjnego poradnika. Zazwyczaj nie szukam książek mocno kołczingowych, chyba że zaintrygują mnie jakimś nieszablonowym podejściem. Tutaj już sam opis dał mi do myślenia. Odwołania do intuicji, zapewnienie o pełnej humorze opowieści o dawnych czarownicach i poszukiwaniu spełnienia… i to wszystko napisane przez „specjalistkę do spraw równouprawnienia”*. Łyknęłam to jak młody pelikan.


O co chodzi z tymi czarami?

Książka jest podzielona na trzy części: historia, twój sukces i moja opolszczyzna. Tak, naprawdę.
MOJA OPOLSZCZYZNA.

W części pierwszej dostajemy zbiór randomowych faktów na temat postrzegania czarownic w przeszłości oraz mądrych rad na czasie, w stylu „idź do parku, znajdź kawałek patyka i zrób z niego różdżkę”. Takich momentów jest wiele, a napisane są w taki sposób, że ciężko wyczuć czy autorka stara się żartować, czy wierzy w to co pisze. Ciekawostki są bardzo ogólnikowe, brak w nich konkretów, a często też jasno podanych źródeł, które zastąpione są wymijającymi formami w stylu „powszechnie uważa się” czy „obecnie wiadomo, że”. Zupełnie jak w Bravo Girl. W całym tekście panuje chaos i zdecydowany przerost formy nad treścią. Z jednej strony w całej książce panuje literacki i bogaty język, z drugiej co rusz napotyka się próby śmieszkowania i luzackiego puszczania oka do czytelnika. Dziwne i męczące połączenie. W tej części książki jest wszystko: czarownice i ich atrybuty, historia czarownic, horoskop, zioła i medycyna ludowa czy poradnik jak podbić serce faceta… no właśnie. Jeśli chodzi o kwestie równości, to w tym rozdziale pojawia się pro tip, jak zdobyć mężczyznę. Panowie zostali podzieleni na kilka rodzajów (czy raczej typów), zgodnie z panującymi od lat stereotypami(!). Nie wiem czy w dzisiejszych czasach takie rzeczy kogoś jeszcze bawią, ale upraszczanie rzeczywistości i bazowanie na szkodliwych społecznie stereotypach #mnienieśmieszy.


Druga część jest z rodzaju tych kołczingowych. Znajduje się tam (dość krótki) szereg rad dotyczących autoprezentacji, komunikacji niewerbalnej czy mowy ubioru. Niestety w tym wypadku także są to same podstawy podstaw, o których większość z Nas już słyszała. Rady zawarte w tym rozdziale są powszechne, choć muszę przyznać, że bezcenne. Bo czy można nie zgodzić się z twierdzeniem, że bielizna „nie może być zbyt ciasna czy zbyt luźna”? No i najważniejsze: „nie poprawiaj bielizny w obecności innych ludzi”!
Oprócz tych „złotych rad”, znalazło się kilka ciekawostek przydatnych dla kobiet, które po raz pierwszy wchodzą na rynek i planują rozpocząć karierę, m.in. jak dobrze prezentować się na spotkaniu, jaka powinna być wysokość obcasa w biznesowym outficie. Jest to jednak kilka zdań, w których zawiera się niewiele treści. Tutaj także wkrada się chaos.

Moja opolszczyzna to fragment, w którym autorka opowiada o tym, dlaczego ten region jest jej szczególnie bliski, opisuje kobiety robiące karierę w tym miejscu. W wywiadach dużo jest reklamy, wspominania o tym, co w danym regionie powstaje, jakie są rozrywki, imprezy i czym się charakteryzuje. W dużej mierze były to dla mnie ulotki reklamowe, a nie inspirujące historie kobiet. Takie krótkie wypowiedzi różnych osób (najczęściej kobiet) towarzyszą każdemu z trzech rozdziałów.


Strona estetyczna i to co zwraca uwagę

W porównaniu do tekstu, zdjęć i grafik jest naprawdę bardzo dużo. Fotografie, najczęściej stockowe** i w nie najlepszej jakości, poupychane są tak gęsto, że czasami nie wiadomo co miały ilustrować. Często są ucięte na marginesie przez co wyglądają, jakby brakło kartki… Wewnętrzna strona okładki ma bardzo ładny, kwiatowy motyw, ale sama okładka jest półtwarda. Sztywna, a mimo to wygina się z łatwością.

Rzucił mi się w oczy „kult autorki”, czyli przypisy i odniesienia, nawet wspomnienia w wywiadach. Cytaty z własnych książek, a na końcu cały rozdział + nota biograficzna brzmiąca podobnie do tej ze znanej internetowej encyklopedii. Mam podejrzenia, że autorka jest nie tylko twórcą tego poradnika, ale też artykułu na swój temat. Cała książka wygląda jak potężna promocja własnej marki. I to jest okej, pod warunkiem, że autor nie wyskakuje nam z lodówki. Każdy specjalista od reklamy powie Ci, że podstawa promocji marki to spójność – tutaj natomiast nic nie jest spójne. To się po prostu kupy nie trzyma.


Ni to pies, ni to wydra

Nowoczesna czarodziejka to najdziwniejszy książkowy twór jaki czytałam. Miałam czytać poradnik, a przeczytałam zbiór ciekawostek, anegdotek i opinii, połączonych ze sobą tylko tym, że wszędzie przeplata się temat czarowania, często wciśnięty na siłę, nawet w wywiadach.

Całość, zarówno pod względem estetycznym jak i treści, jest zwyczajnie niechlujna. Czytelnik jest tutaj elementem zbędnym, może nawet niepożądanym. To taki wodospad przypadkowych informacji, które nie mają ze sobą wiele wspólnego, ale autorka, z jakiegoś niezrozumiałego mi powodu, bardzo chciała się nimi podzielić ze światem.

Nie wiem dlaczego ktoś miałby chcieć to przeczytać i komu można by ją polecić. Każdy, kto sięga po książkę, ma oczekiwania. Nawet jeżeli nie są konkretne, to oczekujemy, że dostaniemy jakąś wartość, że książka wniesie coś do naszego życia. Nikt nie czyta ulotek. Nikt nie czyta licencji przed instalacją programu. Nikt nie czyta regulaminu sklepu internetowego. Czytamy tylko to, w czym widzimy korzyść.

W pierwszym rozdziale możesz znaleźć np. przepis na sok z kiszonych ogórków i maślanki – czy to w ogóle jest bezpieczne? Wrażenia po takim połączeniu mogą być… niezapomniane. Zupełnie jakby ktoś rzucił zły urok.

Na koniec przyszło mi na myśl, że układ i dobór treści przypomina mi gazetki, które czytała kiedyś moja babcia. Babskie pisemka pełne przeróżnych artykułów, przepisów i ciekawostek, jak np. Przyjaciółka albo Claudia.

Ode mnie, pierwszy raz w historii bloga, 2/10.


* cytat z noty biograficznej zawartej w książce, zaraz obok rozpikselowanego zdjęcia autorki
** zdjęcia pochodzące z banków zdjęć

Exit mobile version