Pewnie każdy z Was słyszał już o „Kobiecie w oknie”. Ostatnio bardzo głośno się zrobiło na jej temat, ale po moich przejściach z „Dziewczyną z pociągu” miałam mieszane uczucia co do recenzowania czegokolwiek z kobietą/dziewczyną w tytule. Postanowiłam więc oddać głos osobie zdecydowanie dużo bardziej kompetentnej w temacie gatunku. 🙂
16 marca, z okazji Dnia Pandy(serio, to dzisiaj), przedstawiam Wam recenzję napisaną przez Martę.
„Kilka tabletek alprazolamu, morze wina i domowe więzienie. Czyli przepis na obłęd według A. J. Finn w powieści Kobieta w oknie”
8 marca wieczorem skończyłam czytać książkę, której widmo dręczyło mnie od ponad roku (obiecałam bliskiej osobie, że sięgnę po tę lekturę). Były to „Wichrowe Wzgórza”. Pierwszy raz od lat podołałam! Przeczytałam książkę od deski do deski w kilka dni. Po latach spędzonych nad książkami (czasami czytałam osiem książek jednocześnie) miałam okres „przesycenia” i przez kolejne lata nie potrafiłam patrzeć nawet na okładki w sklepach, z wielkim trudem przychodziło mi pisanie pracy dyplomowej, do której musiałam przygotować się… czytając masę książek, a jakże! Dopiero „Wichrowe Wzgórza” coś we mnie odblokowały. Nie chcąc stracić ponownego zauroczenia lekturami, następnego dnia wybrałam się do księgarni. Spędziłam godzinę na przeglądaniu półek i ich zawartości. Nie mogłam znaleźć nic dla siebie. Przepełniona frustracją, sięgnęłam po nowe wydanie „Mistrza i Małgorzaty”. Faktem jest, że czytałam już powieść Bułhakowa, ale moje wydanie jest już bardzo stare i zniszczone, choć to mało powiedziane biorąc pod uwagę to, że książka rozpadła się na trzy części. Podeszłam do kasy z moją mało satysfakcjonującą zdobyczą, to właśnie w tym miejscu czarnowłosa ekspedienta „wcisnęła” mi „Kobietę w oknie”. Początkowo próbowałam się bronić, ale gdy usłyszałam, że jest to kryminał zaczęłam się łamać. Kocham kryminały! Gdy dziewczyna dodała, że czytała ją i jest pod wrażeniem wzruszyłam ramionami i odpowiedziałam „czemu nie”. Tak w skrócie przedstawia się moja historia nabycia „Kobiety w oknie”.
Zaskoczyło mnie to, że książkę czyta się wyjątkowo lekko i szybko jak na kryminał, a raczej dreszczowiec. Przebrnęłam przez nią bez znużenia czytając od godziny 18:00 do 3:00 w nocy z małymi przerwami. Choć język, którym jest napisana nie należy do wybitnych, nie zamierzam się nad tym rozwodzić, bo nie wiem, czy zawiodły zdolności pisarskie, czy też tłumaczenie. Całą historię w sposób bardzo subiektywny mogę podzielić na trzy części: dość monotonne, ale wciągające wprowadzenie, zaskakujące, wyjątkowo ciekawe rozwinięcie i zawiązanie akcji oraz bardzo (moim zdaniem) nieudany punkt kulminacyjny i zakończenie, które wywołały niemal bolesny grymas na mojej twarzy.
Główną postacią jest cierpiąca na stany lękowe (agorafobię) dziecięca psycholog – Anna Fox. Kobieta od niespełna roku nie wychodzi z domu, unika światła, lubi stare czarno-białe filmy i czerwone wino, które pije w zatrważających ilościach. Szkarłatnym trunkiem popija leki na wszelkie zaburzenia psychiczne, z którymi się zmaga. Opuszczona przez mężna i córeczkę, urozmaica swoje dni grą w szachy online, pomocą innym ludziom z lękami na czacie i… podglądaniem sąsiadów. Ta ostatnia rozrywka wpędza Annę w niemałe kłopoty, jest świadkiem czegoś czego sama nie potrafi zrozumieć. Dodatkowym utrudnieniem jest jej słaby stan spowodowany nawracającymi napadami paniki oraz mało rozsądnym mieszaniem psychotropów z merlotem. Co zobaczyła bohaterka? Jakie były skutki tego wydarzenia? Tego nie mogę ujawnić, każda najmniejsza informacja mogłaby być uznana jako spoiler, a nie chcę psuć nikomu zabawy. No właśnie, zabawy. Tak jak wspomniałam książkę czyta się płynnie i lekko, nie znajdziemy w niej elementów na tyle zawiłych by wymagały od czytelnika przerwy i przemyślenia. Spokojnie możemy połknąć te czterysta stron bez wyrzutów sumienia, że coś nam umknie. Chociaż „Kobieta w oknie” nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia (pomijając jeden twist mniej więcej w połowie książki), nie czytałam jej z zapartym tchem, nie drżały mi ręce przy przewracaniu stron, to jednak nie mogłam odłożyć książki i pójść spokojnie spać.
„Kobieta w oknie” to bardzo przyjemna bajka, która nie dostarcza wielu emocji, ale potrafi pochłonąć czytelnika na kilka godzin. Mogłabym marudzić i powtarzać w kółko, że zabrakło lepiej budowanego napięcia, głębszej bardziej przemyślanej intrygi, ale czy ma to sens skoro, koniec końców, spędziłam miły wieczór i większość nocy właśnie nad TĄ książką? Polecam wszystkim, którzy potrzebują lekkiej lektury, a nie chcą rezygnować z kryminałów/dreszczowców/dramatów na rzecz obyczajówek i romansów.
Miłośniczka literatury szeroko pojętej i kompletny amator w kwestii recenzji,
M.M.D.
Fabuła: 7/10
Świat przedstawiony: 6/10
Bohaterowie: 5/10
Narracja: 5/10
Projekt graficzny: 7/10
Ogólne wrażenia: 7/10
Za namową Marty niedługo spróbuję podejść do „Kobiety w oknie”, może przekonam się do tego typu książek.
A Wy? Czytaliście już? Jakie macie wrażenia? 😉