Site icon nadrabiam

„Czas Żniw” – Samantha Shannon [recenzja]

 
 
 

 Czym jest „Czas Żniw”

Wyobraźcie sobie, że historia poszła trochę innym torem, a jeden z brytyjskich władców przypadkiem wypuścił na świat plagę jasnowidzenia dzięki której część populacji potrafi wykorzystywać duchy do własnych celów. Nawet tych najbardziej niecnych i brutalnych. Jasnowidze potrafią przewidzieć przyszłość, kontrolować duchy, a nawet nimi walczyć.

Książka opowiada historię Paige Mahoney – śniącego wędrowca. Dar jaki posiada to jeden z najrzadziej występujących darów jasnowidzenia. Wykorzystuje go w swojej pracy w przestępczym półświatku. W 2059 roku zalążek imperium jakim jest Sajon nastawiony jest na usunięcie z ulic Londynu wszystkich jasnowidzów. Dziewczyna wpada w ręce nocnego patrolu i zostaje wysłana do ukrytej od wielu lat, tajnej kolonii karnej Szeol I, która powstała w opuszczonym od dwustu lat Oksfordzie i w której rządzą tajemnicze i okrutne istoty z innego świata – Refaici. Paige trafia pod opiekę refaickiego Naczelnika, który okazuje się mieć sporo tajemnic. W miejscu, gdzie rządzi zasada „dostosuj się lub zgiń” przyjdzie jej walczyć o przeżycie kolejnych tygodni poznając własny świat od zupełnie innej strony.

Kropla normalności w morzu szaleństwa

Ta książka kupiła mnie z miejsca. Wciągnęłam się już około 30 strony. Co mnie tak porwało? To, że główna bohaterka nie ma obsesji na punkcie swoich uczuć. Poważnie. Ta książka to zupełnie nowa jakość pośród modnych ostatnio czytadeł, w których bohaterki skupiają się głównie na tym jak to bardzo boli je złamane nastoletnie serduszko akurat w momencie, w którym normalny człowiek brałby nogi za pas albo starał się skupić na priorytetach.
Tej normalności brakowało mi w literaturze od dawna.

Dobry architekt dba o fundamenty

Przede wszystkim Shannon to nie bajarz, a skrupulatny architekt. Cała historia opiera się na skonstruowanym z dużą dbałością o szczegóły świecie. Istnieją klasy jasnowidzenia, wyznaczone godziny podczas których bezpiecznie jest chodzić po ulicach. Wszystko jest poukładane. Bohaterowie znają swoje ograniczenia i wiedzą dobrze jakie mogą być skutki ich decyzji. Żaden wątek, postać czy przedmiot nie jest umieszczony w opowieści przypadkowo. Każda nitka prowadzi nas do konkretnego kłębka i nic nie ucina się w połowie.

Szanuję autorów, którzy nie traktują mnie jak idioty. Autorka „Czasu Żniw” wierzy w inteligencję czytelnika. Niektóre elementy pozostawia bez komentarza. Czasem pozwala czytelnikowi samemu interpretować to co widzi. To jest sztuka, której wielu autorów nie potrafi opanować przez lata. Miałam wrażenie, że powadzi mnie przez znany tylko sobie labirynt nie zdradzając wszystkich jego tajemnic od razu.

Proporcje

Jeśli o samą akcję chodzi to nie jest jej ani za dużo, ani za mało. Jest idealnie wyważona w stosunku do budowanego napięcia. Sceny są niesamowicie dynamiczne. Pomimo trudów z jakimi mierzy się Paige – niewolnictwa jasnowidzów i okrucieństwa ich panów – są też jasne momenty. Celowo nie używam słowa „radosne” bo nie były to wesołe harce i swawole, ale mogłam odpocząć i choć na chwilę poczuć względne bezpieczeństwo i pozytywne emocje. Ani raz nie dopadło mnie znużenie, a jedynie chęć doczytania jeszcze jednego rozdziału. 😉

 

Zabawa w kotka i myszkę

Wyraźnie wyczuwałam ciężar wiszącej w powietrzu mrocznej tajemnicy, którą tak usilnie chciałam poznać. Starałam się wyłapywać poszczególne informacje i na własną rękę poskładać fakty. Za każdym razem okazywało się jednak, że coś mi umyka. To była wspaniała gra pomiędzy mną (czytelnikiem) a autorką, w której ona była zawsze o krok przede mną. Zdecydowanie to jest to co sprawiło mi najwięcej frajdy podczas lektury. Książka zmusiła mnie do kombinowania, nie podawała wszystkiego na tacy, ale kusiła. Nęciła, żebym na własną rękę starała się odkryć mroczne sekrety Szeolu I.

Podróż w czasie

Przeskok z nowoczesnego Londynu roku 2059 do Oksfordzkiej kolonii karnej jest nagły, ale to dzięki niemu widzimy piękno zatrzymanego w czasie miasta. Mogłabym długo rozwodzić się nad klimatem, ale myślę, że ciężko byłoby mi oddać to słowami. Jest po prostu niesamowity. Czułam jakbym przeniosła się do zupełnie innego świata.

No dobra, ale gdzie przystojniak?

Dobra wiadomość dla miłośników romansu – w książce jest wątek miłosny! Jest wpleciony naturalnie i nie do końca jasno. Relacje między postaciami rozwijają się

powoli i w naturalnym tempie. To oczekiwanie na kolejne elementy układanki sprawiło, że łykałam kolejne strony jak młody pelikan. Cała historia była dla mnie jedną wielką tajemnicą, a jej odkrywanie wspaniałą przygodą.

Ostrzeżenie

Autorka opowiada świetną historię i robi to w sposób niezwykle przemyślany. Nie używa zbyt wielu słów tam, gdzie nie są one potrzebne. Bohaterowie, nawet ci będący zaledwie tłem historii są charakterystyczni. Każdego z nich możemy rozpoznać po jakiejś charakterystycznej cesze. Nie ma dwóch identycznych budynków, dwóch identycznych ulic. Jeżeli coś wymienione jest z nazwy to wiemy, że jest ważne i warto je zapamiętać.

Ostrzegam – Shannon lubi cliffhangery.

Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po skończeniu książki było wygooglowanie najbliższych księgarni, które mają na stanie drugi tom.

O wydaniu

Na koniec muszę dodać, że książka wydana jest przepięknie i jestem nim zachwycona. Tłoczona okładka ze skrzydełkami, w środku mapa Szeolu I, rozdziały zaczynające się od symbolu kwiatu (ważnego dla powieści), a także słowniczek, który jest niezbędny przy tak rozbudowanym świecie.

 

Dodatkowy smaczek – na końcu znajduje się też „eteryczna playlista”, czyli lista piosenek, której słuchali bohaterowie książki.

 

 
 
 
 
 
Fabuła: 9/10
Świat przedstawiony: 9/10
Bohaterowie: 8/10
Narracja: 9/10
Projekt graficzny: 10/10
Ogólne wrażenia: 10/10
 
Średnia ocena: 9,2/10
Tytuł: Czas Żniw
Autor: Samantha Shannon 
Gatunek: Fantastyka
Ilość stron: 520
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Rok wydania: 2013

 

Czytaliście „Czas Żniw”? Lubicie fantastykę osadzoną w świecie podobnym do naszego?

Exit mobile version